piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział I: Początek

Na początku, choć wiem, że nikogogo to nie zainteresuje, przepraszam, że rozdział pojawił się tak późno -ponad 3 tygodnie od prologu :/ Wiecie nawał prac domowych, przepełniony grafik itp. Teraz mam ferie, więc w końcu znalazłam czas by dopisać końcówkę do rozdziału :3
No więc, mam nadzieję, że nie jest on tak zły :)
_____________________
***
Elizabeth
  Zapatrzyłam się w swój kubek. Całą herbatę już wypiłam i na dnie pozostały już tylko czarne fusy. Czas wolno płynął. W czasie czekania w kawiarni na Carmen zdążyłam zamówić już dwie mrożone herbaty i miałam iść po jeszcze jedną, gdy zauważyłam, że moja rudowłosa przyjaciółka biegnie w moją stronę przez zaludnioną ulicę. 
 - El! - krzyknęła. Dobiegła do mnie zadyszana i z trudem łapiąc oddech, powiedziała: - Przepraszam za spóźnienie!
 - Nic nie szkodzi - odparłam ironicznie. - Spóźniłaś się raptem 20 minut - w duchu zaśmiewałam się z jej roztrzepania.
  Carmen West była bowiem najbardziej zapominalską dziewczyną jaką znałam. Ale była również moją przyjaciółką. Najlepszą. Tak, wiem, możecie myśleć, że to dziwne - ja, taka poukładana i punktualna, przyjaźnię się z dziewczyną spóźnialską, która improwizuje na każdym kroku. Mimo tych wszystkich różnic nie chciałam i nie będę chcieć jednak, aby się zmieniła. Za bardzo brakowałoby mi jej szaleństwa.
  Odgarnęła włosy z czoła - w blasku czerwcowego słońca miały kasztanowy odcień. Spojrzała na mnie swoimi błękitnymi oczami niewiniątka. Zaśmiałam się serdecznie i wstałam. Pogrzebałam chwilę w torebce i wyjęłam portmonetkę. Wzięłam dziesięć dolarów i położyłam na stoliku.
 - Chodź - rzuciłam do Carmen, odchodząc w stronę głównej ulicy. - Muszę sobie kupić sandały.

***
Carmen
  Znowu się spóźniłam. To było chyba moje przekleństwo... Prawie zawsze przychodziłam po czasie... jak księżyc, który czasem pojawia się w nocy na niebie, a nie jak w większość dób, pod wieczór. O, nie! Zaczęłam jeszcze gadać wierszem!
 - Carmen! - wrzasnęła El. Potrząsnęłam głową, ale było już za późno, by się cofnąć i z olbrzymią mocą wpadł na mnie jakiś chłopak na desce. Zachwiałam się i przewróciłam.
 - Au - wydałam krótkie jęknięcie.
 - Sammy! - zawołała znana mi ze szkoły wysoka brunetka. Pod pachą trzymała swoją deskorolkę. Podbiegła do nas. Razem z Elizabeth pomogła mi wstać.
 - Nic ci się nie stało? - spytała zatroskana. Pokręciłam głową, a ona ze złością zwróciła się do swojego towarzysza: - Uważałbyś może, idioto?! Komuś mogło się coś stać!
"Idiota" chciał coś powiedzieć, ale tymczasem podszedł do nas następny skejter. Miał na sobie czarne spodnie i granatowy T-shirt, choć był początek lata i słońce grzało niemiłosiernie. Ja na jego miejscu nie wytrzymałabym i szybko poleciała do domu przebrać się. Ale jemu to widocznie nie przeszkadzało.
  Chyba znał się z pozostałą dwójką, bo położył rękę na ramieniu brunetki.
 -Danielle - powiedział trochę ostrzegawczym tonem. - Uspokój się - Danielle wzięła głęboki oddech i odezwała się do mnie: - Przepraszam za Samuela...
 - Chyba mówić jeszcze umiem? - przerwał jej, naburmuszonym głosem. - Przepraszam cię, mam nadzieję, że nic ci nie zrobiłem - dodał już przyjaźnie patrząc w moją stronę. Jakby się przyjrzeć, był nawet przystojny, miał ciepłe, brązowe oczy i niezbyt krótkie, ale też nie długie, czarne włosy. Jego twarz była taka... miła.
 - Nie nic się nie stało, tylko trochę boli mnie ręka - czułam się nieswojo, będąc w centrum zainteresowania, dlatego chciałam jak najszybciej zakończyć ten temat.
 - A tak w ogóle - krótką ciszę przerwała radośnie El - nazywam się Elizabeth Mark, a to jest Carmen West.
 - Miło mi - powiedział ten chłopak w ciemnych ciuchach, podając nam ręcę. - Ja to Will Saymons, a oni Samuel Shiny i Danielle Mason - wskazał na swoich przyjaciół, a oni także wyciągnęli do nas dłonie.
 - W sumie, miałam iść kupić buty, ale może na dobry początek znajomości pójdziemy na lody? - zaproponowała ze śmiechem El, czym wypowiedziała to o czym chyba wszyscy marzyliśmy - ochłoda w niezwykle gorący dzień.
 - Jasne chodźmy - uśmiechnęła się Danielle.
***
_________________________
Dobra, rozdział jest dosyć krótki, ale dopiero się rozkręcam, więc następne na pewno będą dłuższe :D
Zachęcam do głosowania w ankiecie, na imię postaci, odgrywającej ważną rolę w wydarzeniech. Chcę poinformować, iż postanowiłam, że będzie to postać w całości stworzona przez Was, więc oczekujcie następnych ankiet :) Jeśli ktoś ma inną propozycję co do imienia, niech napisze w komentarzu :P
Pozdrawiam
Diana

poniedziałek, 30 grudnia 2013

Prolog :3

Tak jak obiecałam - macie prolog ;3
Mam nadzieję, że będzie się Wam podobał. 
Pozdrawiam,
__________________________________________

***
WIELKIE PROROCTWO

Kiedy dziewięcioro złączy siły,
Czas Ziemii nagle miły.
Wzgardzą wojną wywołaną,
Nieporozumieniem, krwią i strzałą.
 Oparcie w nich bogowie mają,
Dziewięcioro obrońcami się stają,
By uchronić świat przed złem.
Muszą stanąć w twarz z mądrości snem.

***
Dawno temu,
Kiedy Olimp w blasku się słaniał,
Wyrocznia Apollina tam przybyła,
Gdzie przepowiednię ułożyła.
***
Gdy bogowie z Olimpu sfrunęli,
Na rzymskim wzgórzu stanęli.
Proroctwo dawne wyryli,
Na ścianach w odwiecznej świątyni.
***
Z przepowiednią wieczną bogowie przybyli,
Kiedy przed Tyfonem się kryli,
Gdzie faraon wszak panował,
Przepowiednię tę ktoś uchował.
***
Gdy przez Europę wieści się rozeszły,
Do Asgardu z proroctwem weszły.
I teraz na jego rozwiązanie,
Czekają cztery ludy – kraje.
***
__________________________________________

Nadzieją mą, że nie zraził Was dość nietypowy prolog. Jest inny niż te, które dotąd czytałam, ale reszta opowiadanie będzie typowa XD 
Diana ;3

Zapowiedź bloga :)

Siemka :). Jestem Diana i będę wstawiała tu moje opowiadanie o - jak sam tytuł bloga wskazuje - nastolatkach wybranych przez bogów. Jest to opowieść o przygodach dziewiątki szesnastolatków, których przeznaczeniem jest powstrzymanie walki między mitologiami. Już niedługo - dziś lub jutro - pojawi się prolog. Mam nadzieję, że blog będzie się Wam podobał i zostawicie po sobie komentarz :D Chętnie dostosuję się do wszystkich rad, zażaleń itp.
Pozdrawiam,
Diana